poniedziałek, 16 lutego 2015

Nowa znajomość #1

Ważną informację piszę tutaj na wstępie ponieważ nie zawsze czytasz to, co chcę Ci przekazać pod imaginem.
Po prawej stronie ->> właśnie tam ->>
Znajduje się ankieta którą chciałabym, abyś wypełnił/a po przeczytaniu imagina ponieważ w późniejszym czasie może bardzo mi się przydać. Liczę na to że klikniesz jedną z czterech możliwości ;)

Pozatym czekam na Twoją opinię w komentarzu, jak zwykle.
Buziak :*
__________________________________________________

*klik*

Nie wytrzymywałam napięcia jakie panowało na uczelni... Do tego ten bezczelny profesor.
Racja, jest młody, przystojny i to nawet bardzo, ale to nie znaczy że każda studentka na niego poleci. To że większość się do niego kleiła nie znaczyło że i ja muszę. Pech chciał że profesorek upatrzył sobie mnie i nie dawał mi spokoju. Ciągłe zalotne spojrzenia, uśmieszki, wprawiały mnie w istny szał.
A ostatnio postanowił poszerzyć swoje granice i nawet nie wstydził się przy 40 osobowej grupie zalewać mnie komplementami. Tak, żonaty facet! Co za tupet!
-Jess, widzę że masz problem z interpretacją tego obrazu. Możemy nad tym poćwiczyć po zajęciach.-Usłyszałam tuż nad uchem cichy głos prof. Evans'a.
-Dam sobie radę profesorze.-Powiedziałam głośno z wielkim sztucznym uśmiechem.-A co do pomocy po lekcjach... Wybaczy Pan ale mam adoratorów w swoim wieku.-Powiedziałam równie głośno zwracając uwagę reszty, która- jak widać (szczególnie u mężczyzn) była dumna ze mnie że jako jedyna postawiłam opór wykładowcy. Z wielkim triumfalnym uśmiechem wyszłam z sali.
-No nieźle.-Powiedziałam głośno do siebie i stuknęłam głową w drzwi, jakby to miało mi w czymś pomóc.
Przesunęłam się lekko, okręciłam się lekko na jednej stopie i przywierając do ściany zsunęłam się po niej.
-Ktoś tu miał zły dzień?-Usłyszałam głos i kilka cichych chichotów.
Podniosłam głowę i zobaczyłam czwórkę rozbawianych (taaaak, przystojnych!) młodych mężczyzn.
Zauważyłam że chłopak który zadał mi pytanie, miał kolczyka w wardze, co od razu mi się spodobało.
-Uhhh nie pytam nawet, jak bardzo żenujące było to co właśnie zrobiłam!-I ze wstydu schowałam twarz w dłonie, śmiejąc się.
-Wiesz, my mamy inne sposoby na wyładowanie agresji.-Powiedział a raczej wydukał z trudem przez śmiech chłopak z bandamką na głowie.
-I raczej nie chodzi tu o walenie głową w drzwi!-Tym razem odezwał się przystojniak z ciemnymi brązowymi włosami.
-To może, specjaliści od radzenia sobie z trudnymi sprawami powiedzą mi co robią gdy mają problem?-Zapytałam rozkładając ręce w geście poddania się, wciąż nie mogąc się podnieść z podłogi, ponieważ zwijałam się dosłownie ze śmiechu.
-Gramy w zespole i samo to pochłania bardzo dużo naszej energii, no a już później nie mamy nawet sił żeby się złościć.-Powiedział już nieco poważniej chłopak w kolorowych włosach.
-A no to dzięki za radę.-Odpowiedziałam nieco zrezygnowana.
-A tak pozatym to jestem Luke.-Odezwał się przystojniak z kolczykiem w wardze, po czym podszedł do mnie i pomógł mi wstać.
-Jessica.-Miło mi.
-Aaa ja jestem Ashton.-Powiedział chłopak w bandamce i szybko podbiegł do mnie.
-Michael.-
-Aaa, to tak ma na imię Pan Dobra Rada-Jessica- Powiedziałam po czym puściłam mu oczko.
-A ja mam na imię Calum.-Powiedział ciemnooki chłopak i jako jedyny pocałował mnie w dłoń.
-Jessica. Widzę są jeszcze na tym świecie mężczyźni z dobrymi manierami.-Powiedziałam głośno, na co Cal się zaśmiał a reszta udała obrażonych.
-Trzy razy głową w drzwi. Pomaga zawsze.-Zaśmiałam się znowu i przybiłam piątkę z "Mężczyzną z manierami".
-Chłopaki nie wiem jak wy ale ja się stąd zawijam, bo zaraz profesorek wyjdzie z tej sali.-Powiedziałam i pokazałam palcem na drzwi w które tak spektakularnie waliłam moją głową. Po czym obróciłam się na jednej nodze i powoli ruszyłam w stronę holu.
-Ej chyba nie zostawisz nas tak teraz bez słowa?!-Krzyknął Ashton, na co odwróciłam się na pięcie.
-Idziecie na kawę?-Zapytałam, bawiąc się breloczkiem od kluczy.
-Dobra ale my stawiamy!-Wyrwał się Luke.
-Okej.-Powiedziałam zadowolona, po czym udaliśmy się do najbliższej kawiarni.
Cały czas śmieliśmy się wniebogłosy, aż ludzie czasami dziwnie na nas patrzyli. Znałam chłopców niecałe pół godziny, ale niesamowicie się z nimi bawiłam, mimo że nie robiliśmy nic nadzwyczajnego.
Gdy już dotarliśmy na miejsce moje pierwsze spostrzeżenie padło na to w jak pięknym miejscu się znajdujemy. Jako studentka kulturoznawstwa takie rzeczy zawsze pierwsze rzucały mi się w oczy, aż dziwię się że nigdy wcześniej tu nie byłam.
-Usiądźcie a ja idę coś zamówić.-Powiedział Michael i zniknął za kotarą.
-Wspominaliście coś o zespole, prawda?-Zapytałam z zaciekawieniem.
-Tak, nazywamy się 5 Seconds of Summer.-Odpowiedział natychmiast Ashton.
-Mam nadzieję że nie zdążyłam podpaść już żadnej fance.-
-Niby czym?-Zaśmiał się Lukey.
-Noo wiesz paparazzo i te sprawy.-Wydukałam z trudem opanowując śmiech i zaczęłam bawić się moimi długimi brązowymi włosami.
-Masz przepiękne włosy Jess.-Powiedział Calum, i patrzył na mnie jak w obrazek, co nieco mnie przeraziło.
-Ejjjjj Calum nie podrywaj Jessi!-Powiedzieli prawie razem Luke i Ash.
-No nie...  Zaraz będzie was dwóch!-Krzyknęłam a chłopcy popatrzyli na mnie pytająco.-Już mój profesorek się do mnie przyczepił, i ciągle ma jakieś propozycje zostania na "dodatkowych zajęciach" po wykładach.
-Poważnie?-Zapytał Cal.
-Jak najbardziej... Najgorsze jest to że ma żonę i dziecko.-Prychnęłam.
-Świr.-Stwierdzi szybko Luke.
-Dokładnie.-
Po chwili wrócił Michael i opowiedziałam chłopcom nieco o sobie. Zdążyliśmy nawet wymienić się numerami telefonu. Dostałam nawet zaproszenie na próbę zespołu z czego szczerze się ucieszyłam.
Miałam nadzieję że za niedługo znów ich zobaczę. Po lunchu cała czwórka odprowadziła mnie do mieszkania, a ja kompletnie bez sił udałam się na górę i bezwładnie opadłam ze zmęczenia na łóżko, zasypiając.




_________________________________________________

wtorek, 20 stycznia 2015

Luke

*klik*
Krople deszczu spadały na parapet wystukując melodię do której już się przyzwyczaiłam. Od kilku dni panowała taka sama dołująca pogoda, nad Sydney zawisła ciemna chmura która za nic nie chciała odejść...
Siedziałam przy rozpalonym kominku z kubkiem gorącej kawy która miała mnie przywrócić do żywych lecz za nic jej się nie udawało. Zrezygnowana spoglądałam raz na czerwony płomień który tańczył w rytm kropli deszczu, a raz za okno.
-Wróciłem.-Usłyszałam mojego narzeczonego z przedpokoju.
-Tu jestem.-Powiedziałam cichutko, jakbym była zahipnotyzowana tym co dzieje się wokół.
-Co się stało?-Podszedł do mnie i poprawił mi poduszkę.
-Sama nie wiem... Kryzys wieku średniego.-
-Co?-Zapytał i zaczął się śmiać, przez co mi też poprawił się humor.-Masz dopiero 22 lata.
-Usiądź tutaj.-Powiedziałam i zrobiłam mu miejsce. Chłopak posłusznie usiadł na kawałku sofy gdzie zrobiłam mu miejsce, położyłam głowę na jego nogach i poprawiłam sobie koc.
-To co, dowiem się czemu moja narzeczona dostała przedwczesnego kryzysu wieku średniego?-Zapytał i zaczął bawić się moimi długimi brązowymi włosami.
-Po pierwsze to przez tą okropną pogodę, po drugie nie wytrzymuję już z tymi Twoimi psychofankami, nie wiem jak Ty to wytrzymujesz...
-Trzeba sobie radzić.-Uśmiechnął się.-Ale wiem że będzie jeszcze "po trzecie..." zawsze jest.
-Po trzecie...-Zaczęłam.-Luke, mam dość tych plotek.
-Jakich plotek?-Zapytał zdziwiony.
-Jak to nie wiesz jakich? A może to nie są plotki?!-Krzyknęłam i natychmiast zerwałam się z łóżka.
-O czym Ty mówisz?!-
Nie wytrzymałam, szybko włączyłam laptopa, na szczęście nie musiałam długo szukać strony plotkarskiej ponieważ na każdej były zdjęcia Hemmingsa z jakąś dziewczyną, a nad nimi widniał wielki nagłówek "Luke Hemmings z zespołu 5 Seconds Of Summer widziany z nową dziewczyną! Co w takim razie ze ślubem z Ruth?"
-Ruth nie wygłupiaj się... Chyba w to wszystko nie wierzysz?-Zapytał i podszedł do mnie.
-To czemu na każdym zdjęciu jest jedna i ta sama dziewczyna? Przecież to nie jest fotomontaż, tego mi nie wmówisz...-Powiedziałam stanowczo.
-Dobra spotkałem się z nią kilka razy, ale tylko jako znajomi. Nic mnie z nią nie łączy.-
-Oh czyżby na pewno?-Pokazałam mu kilka innych zdjęć na których przytulał się do dziewczyny i ją całował.
Luke przez chwilę stał jak słup, nerwowo strzelając palcami jakby zastanawiał się co mi powiedzieć.
Postanowiłam przerwać tą niecodzienną ciszę.
-Jak długo?
-A-ale co?-Zająknął się.
-Nie rób z siebie idioty.-
-Dwa miesiące...-Zaczął.-Ale ja nie chciałem...
-Jasne, sama Ci wskoczyła do łóżka.-Krzyknęłam i ruszyłam w stronę garderoby.
Znalazłam wielką walizkę i zaczęłam wrzucać do niej wszystkie rzeczy Luke'ya.
-Ruth co Ty robisz?-
-Wylatujesz stąd.-Odpowiedziałam, nie zwracając uwagi na chłopaka.
-Proszę daj mi jeszcze jedną szansę.-
-Zwariowałeś?-Krzyknęłam po raz kolejny i popchnęłam Luke'ya za drzwi garderoby tak żeby nie stał nade mną.
Zakręciło mi się w głowie i przez chwilę nic nie widziałam oprócz ciemności. Po chwili mi przeszło więc mogłam wrócić do poprzedniej czynności.
-Jesteś tego pewna?-Zapytał wychodząc.
-Tak.-
Od tego czasu minął już rok, nie utrzymuję kontaktu z Hemmingsem bo za bardzo mnie zranił... Z tego co wiem zamknął się w sobie, może kiedyś los zetknie nas ze sobą. Nikt nie wie co będzie kiedyś...




_________________________
Imagin z dedykacją dla Darii♥

sobota, 17 stycznia 2015

Calum

-Calum cholera jasna pośpiesz się!!-Krzyknęłam z przedpokoju.
-Chwilaaaaaaa! Już idę.-Usłyszałam z góry.
Super! Za chwilę zamykają wszystkie sklepy, a my oprócz prezentów nie mamy nic na święta.
Zresztą wątpię żebyśmy w godzinę dojechali do najbliższego sklepu i kupili coś na świąteczną kolację, którą w tym roku mamy zjeść ze dwójkę. Dziwnie troszkę, ale tak sobie wymyślił mój kochany chłopak więc się zgodziłam.
Czekając na niego przeglądnęłam się w lustrze i poprawiałam moje jasne blond włosy.
Minęła cała wieczność zanim Pan Hood raczył zejść na dół.
-No to jedziemy!-Powiedział uradowany, wkładając kurtkę.
-Tylko ciekawe po co...
-No na zakupy!-Otworzył mi drzwi i puścił przodem.
-Jasne, jak w ogóle znajdziemy jakiś sklep otwarty.-Odpowiedziałam, po czym wzięłam trochę śniegu i uformowałam z niej kulkę.
-Nie marudź.-Usłyszałam za sobą i poczułam dłonie oplatające mnie w talii.
-Spadaj.-Zaśmiałam się, a Cal dostał prosto w twarz śniegiem.
-No nie...-Udał obrażonego.-Jak mogłaś.
Wsiedliśmy do samochodu a Calum wciąż był obrażony.
-No chyba się na mnie nie gniewasz?-Zapytałam i popatrzyłam na niego.
-Buziak i po sprawie.-Powiedział zadowolony i wskazał miejsce.
-No dobra.-Posłusznie cmoknęłam go w policzek.
Przez pół godziny staliśmy w korku, co strasznie mnie irytowało. Na szczęście w radiu leciały różne kolędy które śpiewaliśmy z Calumem, co sprawiło że trochę się rozluźniłam.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, na parkingu nie było już żadnych samochodów.
-No świetnie.-Powiedziałam i oparłam się o szybę.
-Ej spokojnie coś wymyślimy.
-Na przykład co?-Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
-No na przykład mamy pizzę w zamrażarce.-Odpowiedział bardzo zadowolony, jakby Amerykę odkrył.
-Teraz sobie żartujesz prawda?-Zapytałam i wybuchnęłam śmiechem.
-Nie żartuję.-
-No nie hahahahaah.-
Przez całą drogę powrotną ciężko było mi opanować śmiech, a Calum wciąż twierdził że nie będzie tak źle.
-Maddie to co robimy?-Zapytał Cal gdy weszliśmy do domu.
-Nie mam pojęcia, ja idę się przebrać a Ty coś wymyśl.-
Widziałam że chłopak złapał się za głowę i zaczął chodzić nerwowo po salonie. Miałam z tego lekką satysfakcję ponieważ przynajmniej raz nie było coś na mojej głowie, tylko to on musiał się wysilić.
Udałam się do garderoby i ubrałam czerwoną sukienkę, pokręciłam włosy, zrobiłam makijaż i włożyłam czółenka.
-Calum, Calum!-Krzyknęłam gdy schodziłam na dół ale nie dostałam żadnej odpowiedzi.
Poszłam do kuchni, gdzie zobaczyłam chłopaka który dmuchał sobie w rękę.
-Co się stało?-Zapytałam lekko rozbawiona całą sytuacją.
-Jak wyjmowałem pizzę to się popiekłem.-Odpowiedział i pokazał mi dłoń.
-Po prostu jak dziecko!-
-Ej nie mów tak.-Zrobił wielkiego smutasa.
Wyciągnęłam lód i przyłożyłam Calowi do dłoni.
-Lepiej?-
-Taaaaaak.-Powiedział zadowolony.
Hood nakrył stół i zaświecił choinkę, a ja postanowiłam wyciągnąć pizzę z pieca. Ułożyłam ją na talerzu i podałam.
Po złożeniu sobie życzeń, usiedliśmy do stołu. Cały czas śmialiśmy się z naszej jakże wykwintnej kolacji. Szybko przeszliśmy do drugiej części czyli - prezenty!
-Calum to dla Ciebie.-Wręczyłam mu malutkie pudełeczko.
-Matko kochana bilety na jedyny koncert Blink 182 dziękuję!-Krzyknął zadowolony i przytulił mnie.
-A to dla Ciebie.-Usiadł bliżej mnie i podał mi również małe pudełeczko.
Gdy je odpakowałam chłopak uklęknął. Do moich oczy napłynęły łzy, Hood wziął ode mnie pudełeczko i je otworzył.
-Maddie zostaniesz moją żoną?-
-Tak Calum! Tak.-Powiedziałam głośno, a Cal wziął mnie na ręce i okręcił wokół własnej osi.
-Strasznie się cieszę.-Powiedział i pocałował mnie.

_______________________________

Dziewczyny przepraszam, ale uwielbiam happy end'y!
Hhahaha :) 
Tego imagina dedykuję mojej przyjaciółce Magdzie♥

Czytasz? Zostaw komentarz:)
Buźka :***




środa, 14 stycznia 2015

Luke (part III)

Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Na komodzie obok łóżka zobaczyłam liścik od Lukeya.

"O 11:00 zaczynamy próbę z 5SOS tam gdzie zawsze,
jeżeli chcesz możesz przyjść.
PS.Byłem rano u Ciebie i przywiozłem Twoje ubrania na zmianę.
                                              

                                                    Luke xx"

Nie mogłam wyjść z podziwu że chciało mu się rano jechać do mojego domu. Przeciągnęłam się na łóżku i popatrzyłam na zegarek. Równo 10:00. Szybko wyskoczyłam z jakże wygodnego łóżka i udałam się do łazienki żeby wziąć szybki prysznic. Wychodząc z prysznica pośliznęłam się i na szczęście wpadłam na szafkę. Zapewne gdyby nie ona miałabym rozbitą głowę, ale skończyło się na siniaku w nodze. Wysuszyłam i wyprostowałam włosy, zrobiłam lekki makijaż i przebrałam się w krótki top i spodenki, oraz założyłam białe conversy które Luke mi przywiózł.
Udałam się do kuchni i zobaczyłam że na blacie leży kolejny liścik.

"Mam nadzieję że przyjedziesz xo
tutaj masz kluczyki, którymi zamkniesz dom.

                                                  Twój Luke xx"

Strasznie spodobało mi się to że dopisał  "Twój" aż uśmiechnęłam się sama do siebie. Wzięłam kluczyki i schowałam do kieszeni, zastanawiając się czy przypadkiem Hemmings nie zostawił jeszcze jakiś innych wiadomości. Zrobiłam sobie tosty z dżemem i je zjadłam, dochodziła godzina 10:40 dlatego wstałam, wzięłam telefon ze stołu i wyszłam z domu zamykając go.
Złapałam pierwszą lepszą taksówkę i pojechałam do studia gdzie chłopcy zawsze ćwiczyli. Pozmieniało się tu i to bardzo, ale na szczęście Pani przy recepcji była wciąż ta sama.
-Witaj Chloé! Ale urosłaś przez te trzy lata.-Powiedziała Amanda i uścisnęła mnie.
-Cieszę się że Cię widzę.-Odpowiedziałam odwzajemniając uścisk.
-Chłopcy grają w sali numer 13.-Dodała wyprzedzając moje pytanie, jakby czytała mi w myślach.
-Dzięki.-
Szybko udałam się na pierwsze piętro ponieważ byłam już spóźniona 10 minut, wiedziałam gdzie iść. Weszłam po cichutku tak żeby nie przeszkadzać chłopcom. Właśnie grali Voodoo Doll, jedną z moich ulubionych piosenek. Usiadłam na podłodze tuż przy drzwiach tak żeby mnie nie zauważyli i słuchałam. Najbardziej mnie rozśmieszyła sytuacja w której Luke i Calum chcieli rozśmieszyć Michaela gdy śpiewał. Sama z trudem powstrzymywałam śmiech.

"I can feel you watching even when you’re far away from me
I can feel you touching even when you’re nowhere to be seen"



Uśmiechnęłam się gdy Luke zaśpiewał tę część, chyba się nie spodziewał że tym razem jestem tuż obok.

"Every time I see you,
suddenly my heart begins to race,
Every time I leave,
I don’t know why my heart begins to break"



Śpiewając drugą część zauważył mnie i szeroko się uśmiechnął, chłopcy chyba dalej mnie nie widzieli bo zaczęli się wygłupiać. Wstałam zostając dalej obok drzwi.

-Uuuuh brawo!-Krzyknęłam i zaczęłam bić brawo gdy skończyli grać.
-Chloé aaaaaa.-Krzyknął Ashton i jako pierwszy do mnie podbiegł i przytulił ponieważ reszta musiała odstawić gitary.
-Jejkuu Ash udusisz mnie!-
-Luke by mnie zabił.-Szepnął mi do ucha na co zareagowałam śmiechem.
-Irwin spadaj, teraz ja chcę przytulić Chloé.-Powiedział Michael i mocno mnie objął.-I jak Ci się spodobał nasz wykon?
-Genialny!!-Stwierdziłam od razu.
-Chloé, Chloé, Chloé moja kochanaaaaa!-Wykrzykiwał Calum po czym do mnie podszedł, podniósł i okręcił wokół własnej osi następnie odstawiając mnie na podłogę.
-Ym, Calum chodźmy na dół coś zjeść.-Powiedział Mikey, pociągając za sobą Ash'a.
-To my idziemy.-Dodał Cal i cała trójka wyszła.
Odprowadziłam wszystkich wzrokiem, a gdy drzwi się zamknęły poczułam ciepły oddech na swojej szyi. Luke stał za mną, złapał mnie za dłoń i zaczął mnie delikatnie całować.
-Ej no przestań.-Zaśmiałam się próbując uwolnić się z jego uścisku. Zamiast tego Hemmings obrócił mnie o 180 stopni tak że stałam teraz na przeciwko niego.
-Luke...-Zaczęłam.
-Co się stało?-Zapytał, poprawiając mój kosmyk włosów który poleciał mi na oko.
-Możesz dać mi dokończyć chociaż raz?-W tej chwili oboje się zaśmialiśmy.
-Już jestem cicho.-Uśmiechnął się tak że zobaczyłam biały rząd ząbków.-No to co chciałaś mi powiedzieć?
-Już sama nie wiem! Wybiłeś mnie z rytmu.-
-Przepraszam.-Udał smutasa i szybko mnie pocałował.
Tym razem nie protestowałam, poddałam się całkowicie. Czułam się jak wtedy gdy pierwszy raz mnie pocałował.

Od tamtego wydarzenia minął miesiąc, zerwałam kontakt z Waynem. Czasem rozmawiam z Miley i Gregiem. Teraz skupiam się na tym co dla mnie najważniejsze, mianowicie szkoła i mój kochany Luke. Postanowiliśmy wrócić do siebie i dać sobie jeszcze jedną szansę.

-Luke puszczaj!-Krzyknęłam, gdy chłopak zasłonił mi oczy.
-Nie krzycz.-Zaśmiał się i musnął mnie w policzek.-W szkole jesteś. Chcesz żebym poszedł na dywanik do dyrektora?
-Zwariowałeś?!-Zapytałam unosząc jedną brew do góry.
-No to cicho.-
Chłopak pocałował mnie niezwykle czule. Po tych wszystkich wydarzeniach zdałam sobie sprawę że moje miejsce jest w Sydney przy Hemmingsie. I nawet 543 mile nie były w stanie tego zmienić.





III i ostatnia część :)
Czytasz-zostaw komentarz

buźka♥
PS. Jeżeli chcecie imagina z dedykacją, możecie pisać w komentarzach :)

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Luke (part II)

Usiadłam na ławce, chowając twarz w dłoniach, ciężko było mi myśleć o czymkolwiek w tym momencie. Luke usiadł obok mnie i delikatnie mnie przytulił.
-Jak myślisz, co on miał na myśli mówiąc że pożałuję?-
-Sam nie wiem...-Zamyślił się na chwilę.-Myślę że chce zagrać Ci na emocjach, żebyś do niego wróciła. Chyba się w Tobie zakochał.-Powiedział Luke, podkreślając ostatnie zdanie.
-Przestań! Nie mów tak.-
-Ja tylko stwierdzam fakty...-Spojrzał na mnie, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
-Mam nadzieję że nie zrobi sobie nic głupiego...-
-Może po prostu umów się z nim i porozmawiaj na spokojnie jak ochłonie. Jeżeli chcesz mogę pojechać z Tobą.-Zaproponował. Widziałam że bardzo chce mi pomóc.
-Luke, doceniam to ale, nie chcę robić Ci kłopotu.
-Proszę.
-No dobrze.-
Chwilę siedzieliśmy w ciszy, zastanawiałam się dlaczego Lukey chce mi pomóc, przecież o nic go nie prosiłam i niczego nie oczekiwałam, mimo wszystko cieszę się. Nagle w tle rozbrzmiała piosenka którą uwielbialiśmy z z Hemmingsem.
-Mogę Panią prosić do tańca?-Chłopak wyciągnął dłoń i delikatnie się pokłonił.
-T-tak.-Odpowiedziałam i poczułam jak kolejny raz oblewam się rumieńcem.
Wchodząc na parkiet wszystkie oczy były skierowane na nas. Zawstydziłam się trochę, ale Luke sprawia że czuję się bezpiecznie. Chyba dalej zaczynam coś do niego czuć. Nasze uczucie któro przygasło na pewien okres czasu prawdopodobnie zaczyna się odradzać, albo to tylko moje wyobrażenia.
Chłopak objął mnie w talii i mocno do siebie przytulił jakby bał się że zaraz mu ucieknę. W tej chwili mogę powiedzieć że jestem cholernie wdzięczna rodzicom za to że postanowili wrócić do Sydney. Gdyby nie oni raczej nie szybko mogłabym spędzić czasu z osobami na których naprawdę mi zależy.
Na chwilę oderwałam głowę z torsu chłopaka by móc popatrzeć mu w oczy. Błękitne tęczówki zawsze działały na mnie w sposób piorunujący, uwielbiałam je.
-Co jest?-Szepnął mi Luke do ucha, jakby bał się że ktoś w tym tłumie może nas usłyszeć.
-Cieszę się że Cię mam...-Odpowiedziałam równie cicho.
Nie dostałam odpowiedzi, chłopak delikatnie pocałował mnie w skroń, a ja dalej wtuliłam się w jego tors i zaczęłam bawić się jego włosami.
Powoli zbliżała się północ więc poprosiłam Luke'ya żeby odwiózł mnie do domu. Pożegnałam się ze wszystkimi obecnymi na imprezie, i wraz z chłopakiem udałam się do jego samochodu.
W radiu leciała nastrojowa piosenka GIVE ME LOVE Ed'a która zawsze sprawiała mi ból, lecz tym razem słuchałam jej z przyjemnością.
-Luke przycisz radio, ktoś dzwoni.
-Okej.-
-O cholera.-Wymawiając to zakryłam usta z szoku.
-Chloé co się stało??-Zapytał z lekkim przerażeniem.
-Wayne napisał mi smsa. Jedź szybko Harbour Bridge!-
Byłam przerażona, Wayne napisał mi że chce ze sobą skończyć i że będąc na tym moście będę mogła poczuć jego ducha... Mam nadzieję że zdążymy przyjechać zanim ten głupek zrobi sobie krzywdę.
Luke jechał naprawdę szybko, momentami miałam wrażenie że zaraz to z nas duch wyzionie, ale musieliśmy się spieszyć. Po około 10 minutach byliśmy na miejscu. Most zablokowany, dookoła policja, karetka i mnóstwo gapiów.
-Przepraszam, ale Pani nie może tam wejść.-Powiedział jeden z policjantów gdy chciałam iść do Wayne'a.
-To jest mój przyjaciel!-Krzyknęłam i wydostałam się z silnych ramion obcego mężczyzny.
-Wayne! Wayne! Nie rób tego!!-Krzyczałam cała zapłakana, biegnąc w jego stronę.
-Co Ty tu robisz? Odejdź stąd.-Powiedział i odwrócił się.
-Zejdź! Proszę porozmawiajmy!-
-Przecież powiedziałaś mi wszystko już!!-
-Wayne zejdź!-Krzyczałam jakby na nic.
Chłopak nie chciał mnie posłuchać, więc podeszłam do niego. Mimo tego że strasznie się bałam, wdrapałam się na barierkę i jedną nogą stałam już po niebezpiecznej stronie mostu.
-Co Pani robi?! Proszę stamtąd zejść natychmiast!-Krzyczał jeden z policjantów... Zresztą wszyscy coś krzyczeli więc już nawet nie rozróżniałam głosów. Momentalnie strasznie zakręciło mi się w głowie, gdyby nie to że Wayne mnie złapał, prawdopodobnie to mnie by wyławiali...
-Chloé chodź tu.-Powiedział łagodnie, ale jakże nerwowo Luke.
Wziął mnie na ręce, przeniósł dobry kawałek od krawędzi już po bezpiecznej stronie i  usiadł na ziemi biorąc mnie na kolana i mocno przytulając.
-Co Ci odbiło?-Zapytał prawie płacząc.
-Sama nie wiem...-
Zobaczyłam że Wayne schodzi z mostu razem z policjantami którzy pomagają mu iść, bez zastanowienia szybko do niego podbiegłam i przytuliłam się.
-Przepraszam Cię.-Usłyszałam.
-Czemu mi to zrobiłeś?!-Krzyknęłam i uderzyłam pięściami w jego tors.
-Kocham Cię.-
Powiedział to jakby myślał że rzucę mu się na szyję i zacznę całować.
-Wayne...-Nie wiedziałam co powiedzieć żeby zaraz dalej nie wrócił za tą barierkę.-Kocham Cię ale jak brata. Nigdy nie czułam do Ciebie nic więcej, ale musisz wiedzieć że nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie.
-Przepraszam Cię. Nie chciałem Cię straszyć, jestem strasznym dupkiem, do tego nienormalnym.-W tej chwili zobaczyłam lekki uśmiech na jego twarzy.
-Proszę wsiąść do karetki, zabierzemy Pana do szpitala i przebadamy.-Powiedział jeden z lekarzy.
-Przepraszam.-Powiedział cicho Wayne i oddalił się.
Co za dzień. Nie mam siły na nic... Najpierw cała sytuacja z Luke'm, teraz to. Tylko czekać aż za chwilę jakaś asteroida uderzy w Ziemię.
-I jak się czujesz bohaterko?-Zapytał z lekkim ale nie wymuszonym uśmiechem Hemmings po czym głośno odsapnął i pocałował  mnie w policzek.
-Jestem wykończona.
-Nie dziwię się.-Odpowiedział szybko, po czym wziął mnie na ręce.
-Ejj co Ty robisz?!-Zapytałam nieco zdziwiona.
-Mówiłaś że jesteś zmęczona.-Uśmiechnął się lekko i zaniósł mnie prosto do samochodu.-Właśnie, międzyczasie zadzwoniłem do Twojej mamy i powiedziałem jej że dzisiaj śpisz u mnie.
-I co ona na to?-Zapytałam będąc pewna że nie ma mowy żeby zgodziła się na coś takiego.
-Zgodziła się.-Powiedział niezwykle dumny.
-Woow,  jak tego dokonałeś?!
-Wiesz... Mam swoje sposoby.-
Po około 20 minutach byłam pod domem Hemmingsa. W trakcie drogi nie zamieniliśmy ze sobą żadnego słowa, chyba oboje byliśmy równie zmęczeni. Zresztą co się dziwić... To przeze mnie Luke miał taką pełną emocji noc.
-Ale się zamyśliłaś...
-C-co?-Zapytałam naprawdę rozkojarzona.
-Już jesteśmy na miejscu.
-Aaa no tak.-
Wyszłam z samochodu i razem z chłopakiem poszłam do jego domu.
-Proszę weź moją koszulkę do spania.-Uśmiechnął się i wręczył mi za dużą koszulkę z logiem Nirvany.
-Dzięki.-Wzięłam ją i poszłam do łazienki wykąpać się.
Siedziałam może z 10 minut pod prysznicem, gdy wyszłam ubrałam się i przeczesałam mokre włosy.
-To gdzie mam spać?-Zapytałam gdy zobaczyłam Luke'ya siedzącego w kuchni przy stole.
-Chodź zaprowadzę Cię.-
Udałam się za chłopakiem do pokoju z wielkim łóżkiem. Co od razu mi się spodobało. Usiadłam na środku i obserwowałam ruchy Hemmingsa. Chłopak podszedł do mnie i pocałował mnie w skroń.
-Wołaj mnie jak będziesz czegoś potrzebować.-Usłyszałam.-Dobranoc.
Powiedział po czym wyszedł z pokoju. Gdy tylko zamknął drzwi od razu postanowiłam go zawołać.
-Lukee!-Krzyknęłam.
-Widzę że nie możesz beze mnie żyć.-
Myślałam że popłaczę się ze śmiechu. Szczerze mówiąc miał rację.
-No co jest?-Ledwo wydukał przez śmiech.
-Boję się.-Udałam smutną.
-I co ja mam zrobić?
-Śpij ze mną.-Zrobiłam śliczne maślane oczka żeby się zgodził.
-No dobra.-Powiedział i położył się obok mnie.
Przytuliłam się do niego i szybko zasnęłam.

_____________________________________________

Jest i II część. 
III prawdopodobnie w środę lub czwartek.
PS.WIDZĘ ŻE CZYTACIE BO W CIĄGU 2 DNI SKOCZYŁO PONAD 300 WYŚWIETLEŃ!
Bardzo, bardzo się cieszę! Ale chciałabym wiedzieć co o tym myślicie dlatego, jeżeli czytasz-ZOSTAW ANONIMOWY KOMENTARZ który bardzo motywuje.

buziak ;*


sobota, 10 stycznia 2015

Luke (part I)

do imagina proponuję włączyć to klik :) no to teraz możesz czytać!
*W trakcie imagina będą piosenki, które nadadzą fajny klimat, więc zachęcam do włączenia.
_________________________________________________

Beznadziejnie jest wracać w to samo miejsce po kilku latach, w Sydney mieszkałam przez praktycznie całe życie. Trzy lata temu moi rodzice zdecydowali się przeprowadzić do Melbourne. Wtedy było mi to na rękę, bo miesiąc wcześniej rozstałam się z chłopakiem - zresztą i tak nie miałam wielu znajomych w Sydney, byłam raczej nieśmiałą osobą. Wszystko zmieniło się tutaj, należałam do tak zwanej elity szkolnej, w sumie nie wiem dlaczego. Zmieniłam się i to bardzo, jestem śmielsza, inaczej się ubieram, mam przyjaciół i mnóstwo znajomych, dlatego też nie chcę wracać na "stare śmieci".
-Chloé idź już spać bo rano wyjeżdżamy!-Wtrąciła mama gdy właśnie rozmawiałam przez telefon.
-Przecież jeszcze nawet ciemno nie jest!-Powiedziałam i poszłam do łazienki.
Nie miałam zamiaru iść spać, bo dzisiaj znajomi organizują mi imprezę pożegnalną. Wróciłam do swojego pokoju udając że śpię. Rodzice zawsze szybko zasypiają, więc z wyjściem nie mam nigdy problemu. Cichutko ubrałam białą króciutką sukienkę która ślicznie podkreślała  moją opaleniznę, zrobiłam lekki makijaż i bezszelestnie wyszłam z pokoju, chwytając w jedną dłoń kopertówkę, a w drugą moje buty. Zatrzaskując drzwi wejściowe od strony podwórka mogłam spokojnie odsapnąć i założyć w końcu moje buty na obcasie. Międzyczasie zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki.
-Miley, gdzie jesteście?-Zapytałam, zakładając marynarkę.

-Jesteśmy na Lonsdale St, a Ty nie ruszaj się z miejsca bo Wayne już po Ciebie jedzie.
-Okej.-
Czekając na przyjaciela, usiadłam na krawężniku i włączyłam piosenkę moich starych kumpli. Otóż zespół 5SOS niegdyś, gdy nie był jeszcze znany, był mi bardzo bliski. Przyjaźniłam się z chłopakami, nie wspominając już o Luke'yu z którym byłam bardzo blisko... Cóż stare czasy, myślę że nie ma po co drążyć i zachodzić w ten temat, niepotrzebnie przywoływać wspomnienia i te dobre oraz te złe. Chociaż szczerze mówiąc brakowało mi trochę tych wariatów, na co dzień nie myślałam o tym, ale gdy tylko miałam chwilę sam na sam ze sobą i swoimi myślami, często wracałam do wspólnie przeżytych chwil. 
-Chloé! Chloé nie śpij! - Usłyszałam za sobą głos Wayne'a. - Przecież nie możesz opuścić swojej imprezy pożegnalnej!
-Przecież nie śpię głupku!-Rzuciłam w chłopaka swoją marynarką, a po chwili przywitałam się buziakiem w policzek.
-Ohohooh czyżby jakiś wieczór dobroci dla najlepszych kolegów?
-Ojj nie marudź, idziemy do samochodu!-Powiedziałam i pociągnęłam go za sobą.
W drodze na miejsce nie obyło się bez żadnych głupich żartów, śmialiśmy się cały czas, aż rozbolał mnie brzuch.
-No to jesteśmy na miejscu.-Powiedział chłopak, po czym wyszliśmy z samochodu.
Gdy wysiadłam z pojazdu, widziałam już całą masę ludzi w klubie, którzy zapewne przyszli mnie pożegnać... Dobra, dobra wiadomo że większość osób przyszła tu po to żeby się pobawić i wypić.
Po tym jak przeszłam przez próg klubu wszystkie oczy były skierowane na mnie.
-Jesteś nareszcie!-Krzyknęła Miley, podbiegła do mnie i  przytuliła mnie.
-Jestem, jestem.
Przywitałam się z większością gości, bo ze wszystkimi zapewne nie byłabym w stanie dlatego poszłam do stoliku przy którym siedzieli moi przyjaciele.
-Greg!! Jak się cieszę że Cię widzę!-Podbiegłam do kolegi który siedział obok.
-Jak mógłbym nie przyjść na imprezę pożegnalną do jednej z najlepszych kumpeli?
Byłam lekko zdziwiona jego obecnością ponieważ niecałe 4 miesiące temu, stracił nogę w wypadku. Ale nie poddał się i zarażał wszystkich swoją ciepłą energią oraz niezwykłym optymizmem.
-Napijesz się ze mną?-Zaproponował.
-Jasne że tak.-Chwyciłam kieliszek i wypiłam.
-No to jeszcze na drugą nogę!-Powiedział uradowany i podał mi kolejny kieliszek.
Niesamowite ile ten człowiek ma dystansu do siebie, niektórzy poważnie powinni brać z niego przykład.
Reszta nocy minęła niezwykle szybko, w przerwie od picia z przyjaciółmi chodziłam na parkiet i tańczyłam z przeróżnymi ludźmi i tak koło się zataczało. Wiadomo że po kilku godzinach mój taniec wyglądał jak skrzyżowanie taty który tańczy na grillu, z tańcem striptizerki która musi jutro opłacić czynsz za mieszkanie.
Dochodziła godzina 5:20 więc musiałam już wracać do domu, bo wyjazd do Sydney miał być o 7 rano. Pożegnałam się ze wszystkimi przyjaciółmi, polało się wiele łez oraz posypały się obietnice o częstym dzwonieniu do siebie i odwiedzaniu (co tak właściwie jest gówno prawdą, bo i tak z czasem o mnie tu zapomną). Wayne pomógł mi wsiąść do samochodu i ruszyliśmy do mojego domu.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą postanowił przerwać mój towarzysz.
-Naprawdę chcesz wrócić do Sydney?-Zapytał z wielkim żalem.
-A jak myślisz?-Byłam tak poirytowana tym pytaniem że naprawdę nie wiedziałam od czego zacząć.
-Szczerze mówiąc sam nie wiem...
-Nie, nie chcę tam wracać, najchętniej zostałabym tu.
-Przecież masz 18 lat, możesz tu zostać!-Prawie krzyknął.
-Jak? Jak miałabym poradzić sobie ze szkołą, pracą żeby się utrzymać i przede wszystkim gdzie miałabym mieszkać?
-Mogłabyś mieszkać ze mną, znalazłabyś jakąś lekką pracę dorywczą którą dałabyś radę napewno pogodzić ze szkołą, poradzilibyśmy sobie.-Powiedział podjeżdżając pod mój dom.
-Nie, nie wiem... To nie ma sensu, nie udałoby się.-Pierwszy raz będąc teraz spojrzałam na chłopaka, który sparaliżował mnie swoim błagającym spojrzeniem.
-Udałoby się gdybyś chciała!-Znów podniósł ton.
-Chcę! Nie rozumiesz tego?!-Próbowałam mu jakoś przetłumaczyć ale oboje mamy ciężkie charaktery.
-Pieprzenie! Wiem że chcesz wrócić do Sydney, bo masz nadzieję że spotkasz Hemmingsa, ale prawda jest taka że on już dawno o Tobie zapomniał!-W tym momencie zatkało mnie. Myślałam że Wayne jest moim przyjacielem, a potraktował mnie w taki sposób... Nie rozumiem jak mógł coś takiego powiedzieć, chociaż w sumie miał trochę racji.
-Jak możesz!-Krzyknęłam i z wielkim hukiem zatrzasnęłam drzwi samochodowe.
-Chloé! Chloé! Zaczekaj!- Wybiegł za mną usiłując mnie zatrzymać.
-O co Ci właściwie chodzi, co?!-Ledwo wydukałam przez łzy.
-Po prostu nie chcę Cię stracić...-
-Chyba właśnie mnie straciłeś.-Powiedziałam oschle, zostawiając go samego za sobą.
Wayne stał pod moim domem jeszcze około 30 minut ale chyba zrozumiał że i tak nic nie wskóra.
Ja międzyczasie wykąpałam się, i przebrałam. Nie kładłam się spać bo bez sensu zasypiać na pół godziny, odeśpię w samochodzie. Przechodząc obok lusterka stwierdziłam że wyglądam jak sto nieszczęść. Schodząc na dół zobaczyłam że moi rodzice ostro dyskutują na jakiś temat.
-Cześć młoda, no co tak długo?-
-Ale o co chodzi?-Zapytałam po cichu bo ból rozsadzał moją głowę.
-Nie ważne, jedz śniadanie, bierz walizki i jedziemy.-Powiedział tato kończąc jeść swoją kanapkę.
Wzięłam jedną kanapkę ze stołu i poszłam na górę po walizki. Ostatni raz rozejrzałam się po swoim pokoju i wyszłam. Wszyscy wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy.
Nie wiem jak długo jechaliśmy do Sydney, bo przez całą drogę spałam. Obudził mnie zabójczy śmiech mojej mamy.
-Ooo księżniczka już wstała.-Powiedział tato, a ja pytająco na niego spojrzałam.
-Gdzie jesteśmy?-
-Na przedmieściach Sydney, nie poznajesz?-Zapytała mama.
-No tak niezbyt, zmieniło się tu.
-Za 5 minut będziemy u siebie! Ale tęskniłem za tym miejscem.-
-Kto tęsknił, ten tęsknił.-Powiedziałam z lekkim żalem w głosie.
-Oj nie marudź!-Powiedział tato i pogłośnił radio.
Zastanawiałam się co teraz będzie... mam wrócić jeszcze do szkoły na rok, odnaleźć się wśród starych/nowych znajomych? Jestem strasznie tego ciekawa. A co z moimi przyjaciółmi z Melbourne? Tysiące pytań i scenariuszy miałam w głowie. Wyciągnęłam telefon i napisałam smsa do Grega, Wayne'a i Miley "Teraz czekam aż odwiedzicie mnie w Sydney:)" i wyciszyłam telefon.
Zaczęłam poznawać ulice po których chodziłam jeszcze trzy lata temu. Nie ma to jak wrócić na stare śmieci... Zobaczyłam swój śliczny domek, cały wieczór zajmowaliśmy się rozpakowywaniem walizek. Kolejny tydzień minął niezwykle zwyczajnie, spotkałam kilku znajomych którzy byli nieco zdziwieni moją obecnością, ale chyba raczej pozytywnie. Dzisiejszego bardzo ciepłego dnia, wybrałam się do jednego ze sklepów muzycznych, chciałam kupić sobie kilka płyt.
Przechodząc między półkami sklepu usłyszałam znajome głosy, ale za nic nie mogłam zgadnąć do kogo należą, nie chcąc dłużej nasłuchiwać przeglądałam kolejne nowości na sklepowych półkach.
-Chloé?-Zapytał ktoś nagle niepewnie. Nie wiedziałam czy to do mnie dlatego nawet nie zareagowałam.
-Matko to Chloé!-Krzyknął jakiś inny głos. W tym momencie szlag mnie trafił dlatego odwróciłam się w stronę w której stało kilka osób. Przez chwilę zastanawiałam się kim są Ci chłopcy, ale widząc ich uśmiechy nie miałam wątpliwości.
-Ashton! Michael!-Z niedowierzania aż przetarłam oczy. Szybko do nich podbiegłam, i przytuliłam się.
-Co Ty tu robisz?-Zapytał Michael.
-Wróciłam na stare rewiry.
-Poważnie? Ale fajnie!-Krzyknął Ash.
-Może wpadłabyś do nas na grilla? Robimy jutro o 17:00.-Zaproponował Clifford.
-I ma być kilka osób z Melbourne!-Powiedział Ash.
-No to gdzie ta impreza ma być?
-U Caluma.
-No to jutro się widzimy!-Odpowiedziałam po czym przybiłam im piątki, i wyszłam ze sklepu.
Szerze mówiąc nie mogłam się doczekać kolejnego spotkania z chłopakami, szybko wróciłam do domu i opowiedziałam całą sytuację mamie.
-No to chyba się cieszysz?-Zapytała uradowana.
-No tak ale...
-Właśnie Chloé, będzie tam Luke?-No nie, czy moja mama naprawdę nie miała lepszych pytań?
-Nie wiem.-To pytanie chyba mnie przerosło, ale czemu o to zapytała? Postanowiłam pójść do swojego pokoju i porozmawiać na skype z Miley.
-Chloé zaczekaj. Wiem że Ci go brakuje, przecież to widać!-
-Nic nie wiesz, wcale mi go nie brakuje! Wolałabym zostać w Melbourne.
Do godziny 5 rano rozmawiałam z Miley, no i z Greg'iem który później do nas dołączył. Niestety dalej nie miałam żadnego kontaktu z Waynem, nie odpisał mi nawet na głupiego smsa. Trochę się o niego martwiłam, bo zachowałam się nie fair wobec niego. Nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziło mnie wycie syren, okazało się że w pobliżu był jakiś wypadek.
Wstałam z łóżka, i poszłam pod prysznic. Ubrałam spodnie jeansowe z dziurami i białą bluzkę w niebieskie paski. Dzisiaj naszła mnie ochota na loki dlatego pokręciłam włosy na lokownicy i zrobiłam lekki makijaż. Gdy zeszłam na dół okazało się że nikogo nie ma w domu, ale rodzice zostawili mi kartkę na której pisało że pojechali na zakupy. Nagle zadzwonił telefon, jakiś numer prywatny.
-Halo?
-Jejku dobrze że nie zmieniłaś numeru Chloé!-
-Yyy Mikey?-Zapytałam, bo za nic nie mogłam rozpoznać głosu w słuchawce.
-Tak, słuchaj jak chcesz to o 16:00 mogę przyjechać po Ciebie bo będę w okolicy.
-A która jest teraz godzina?-Zapytałam nieco rozkojarzona.
-Ym, 15:00
-No to o 16 bądź u mnie.
-Będę.-
Postanowiłam zadzwonić do mamy i zapytać za ile będą, ale okazało się że nie musiałam dzwonić, bo właśnie weszli do mieszkania.
-Mamo, za chwilę Michael ma po mnie przyjechać.
-Okej, baw się dobrze.-
-I nie pij dużo-Wtrącił tato.
-James przestań!-Mama skarciła go wzrokiem i uderzyła ścierką, co wyglądało dość komicznie.
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
-Ja otworzę.-Zerwała się mama i szybko pobiegła otworzyć.
-Ooo witaj Michael, jak ja Cię dawno nie widziałam!-
-Dzień dobry Pani Campbell, czy jest Chloé?
-Tak, oczywiście. Wejdź do środka.-
-Cześć Mikey!-Powiedział uradowany tato, jakby conajmniej papieża spotkał.
-Witam, cześć Chloé.-Powiedział Clifford po czym uścisnął dłoń mojego taty, a mnie przytulił.
-To co gotowa?-Zapytał mnie.
-Jasne.
-No to jedziemy.
-Michael tylko tam jej pilnuj!-Wtrąciła mama.
-Jak oka w głowie.-Powiedział przekonująco Mikey, tak że aż wybuchłam śmiechem.
-Do widzenia.
-Cześć.-Pożegnaliśmy się.
-Bawcie się dobrze!-
Chłopak otworzył mi drzwi jak na porządnego faceta przystało, po czym udaliśmy się do samochodu.
-Mikey, dużo będzie tam osób?-Zapytałam gdy ten odpalał silnik samochodu.
-Wystarczająco dużo.-Zaśmiał się.
-Trochę się wstydzę tam iść...
-No co Ty. Serio?-Zapytał lekko zdziwiony.-Z tego co widziałem po zdjęciach na twitterze i facebooku to przestałaś być nieśmiała.
-To źle?
-Nie, zdecydowanie dobrze!
Przez resztę drogi rozmawialiśmy co u działo się u nas przez te 3 lata.
-Rozmawiałaś z Hemmingsem?-Zapytał w pewnym momencie.
-Nie, dlaczego o to zapytałeś?
-Tak z ciekawości, on chyba nie wie że jesteś w Sydney.
-Lepiej i dla mnie i dla niego.
-Dlaczego?-Zdziwił się.
-Michael, to co mnie z nim kiedyś łączyło, to przeszłość.-Powiedziałam zdecydowanie.
-Ale ma prawo wiedzieć że jesteś, prawda?
-Myślę że nie powinno go to interesować, zresztą pewnie dzisiaj go spotkam to się dowie.
-Racja.-Stwierdził.
-Nirvana leci możesz dać głośniej?-Zapytałam.
-Jasne że tak!-Powiedział, po czym zaczęliśmy śpiewać.


I'm not like them, but I can pretend

The sun is gone, but I have a light

The day is done, but I'm having fun...



Tak to była zdecydowanie jedna z naszych ulubionych piosenek. Reszta drogi minęła w niezwykle miłej atmosferze, przez co trochę się rozluźniłam. W oddali zobaczyłam znaną mi okolicę, zresztą zapomnieć dom Caluma to byłby grzech.
-No to jesteśmy na miejscu! Poznajesz?-Zaśmiał się Mikey
-Jak mogłabym nie poznać?!-Oboje zaczęliśmy się śmiać.
Wychodząc z samochodu można było usłyszeć już głośną muzykę. Razem z Cliffordem udałam się za dom, na ogródek gdzie było już trochę osób.
-Chloé Campbell! Świetnie Cię widzieć!-Powiedziała Jessica, dziewczyna z którą chodziłam kiedyś do klasy.
-Chloé!-Krzyknął uradowany Calum.-Ashton i Michael mówili mi że wpadniesz! Mam nadzieję że już nam nie uciekniesz.
-Raczej się na to nie zapowiada.-Powiedziałam i przytuliłam wszystkich chłopców.
Chwilę mi zeszło, na samym przywitaniu się z ludźmi którzy tam byli, bo każdy chciał wiedzieć co działo się przez 3 lata mojej nieobecności. Szczerze mówiąc sama byłam ciekawa co działo się w Sydney przez ten czas. Przez jakieś 2-3 godziny bawiłam się świetnie w gronie znajomych, troszkę wypiłam, ale nie za dużo bo Michael cały czas mnie pilnował. Z jednej strony było to miłe ale z drugiej bardzo śmieszyło mnie to jak wczuł się w rolę mojego opiekuna.
Na chwilę opuściłam wszystkich, i poszłam do domu Caluma, żeby znaleźć jakiś preparat na komary, które już zaczynały latać i udałam się do kuchni.
-Cześć.-Powiedział chłopak, który na mnie nie popatrzył bo gotował coś.
-Cz-cześć.-Odpowiedziałam, chcąc jak najszybciej uciec z tamtego miejsca.
-Chloé, zaczekaj.-Powiedział Luke i złapał mnie za nadgarstek.
Stwierdzam że strasznie się zmienił, co nie oznacza że był mniej przystojny niż sprzed trzech lat-wręcz przeciwnie.
-Możemy porozmawiać?-Zapytał patrząc mi w oczy.
-T-tak.-Odpowiedziałam i czułam jak oblewam się rumieńcem, co chyba Luke zauważył bo szeroko się uśmiechnął i złapał mnie za policzek.
-Ale chwileczkę musisz poczekać, bo kończę gotować makaron.-Powiedział.
-Będę w altance.-Oznajmiłam i wyszłam, zastanawiając się kto normalny gotuje makaron na imprezie.
Było mi ciężko przedostać się do altanki bo wokół było pełno tańczących ludzi którzy chcieli mnie wziąć do tańca, ale niestety za każdym razem musiałam odmówić. Gdy przedostałam się przez ten tłum i usiadłam w altance poczułam się dobrze. Nie wiem czy to dlatego że miałam za chwilę porozmawiać z Hemmings'em za którym - nie oszukujmy się, naprawdę tęskniłam. Czy też to widok radosnych ludzi, którzy zapominając na chwilę o problemach życia codziennego świetnie się bawili. Z transu wybił mnie Luke który położył dłonie na moich barkach, a po chwili owinął ręce wokół mojej szyi i przytulił mnie. Nie zareagowałam w żaden sposób, siedziałam w tej samej pozycji co wcześniej, patrząc jak ludzie bawią się do kolejnej piosenki którą puszcza DJ. Przez dobre 20 minut ja i Luke  nie zamieniliśmy ze sobą słowa, po prostu było nam dobrze. Nie zawsze cisza jest niezręczna, przy niektórych osobach możemy wcale się nie odzywać ponieważ sama ich obecność jest wystarczająca. Chłopak usiadł obok mnie i przez chwilę mi się przyglądał myśląc że tego nie zauważę.
-Co jest?-Zapytałam w końcu.
-Zmieniłaś się przez te 3 lata.-Stwierdził i uśmiechnął się szeroko.
-Ty też wyprzystojniałeś.
-JA zawsze byłem przystojny.-Udał obrażonego.
-Tak, tak wiemy że Pan Luke Hemmings jest bez skazy, ideał w każdym calu.-Dodałam nieco złośliwie.
-I tak wiem że za mną tęskniłaś.
-Wcale nie!-Krzyknęłam jakby ktoś conajmniej wyrządził mi jakąś krzywdę.
-Jasne...-Prychnął.-Ja za Tobą tęskniłem.
Szczerze mówiąc zatkało mnie, myślałam że taki chłopak jak Luke znalazł sobie kogoś. Przecież jest przystojny, inteligentny, zabawny i czuły... A do tego stał się sławny, więc na brak zainteresowania u dziewczyn nie może narzekać.
-Dobra wygrałeś! Też tęskniłam...
-To czemu cały czas mówiłaś mamie że nie?-Zapytał, co było dla mnie kolejnym szokiem.
-Co? Skąd wiesz?!-
-Utrzymywałem kontakt z Twoją mamą, żeby wiedzieć co u Ciebie. A Ty mówiłaś że nie interesuje Cię co u mnie i co ze mną się dzieje, dlatego nie próbowałem się z Tobą kontaktować, bo uznałem że to bez sensu.-
-Mówiłam tak, bo chciałam żeby tak było, ale nie koniecznie się to sprawdziło.-
Na chwilę nastała cisza, a ja zaczynałam sobie przypominać chwile spędzone z Hemming'sem gdy byliśmy razem.*klik*
-Przepraszam, że zachowywałem się jak dupek przez ostatnie dwa miesiące naszego związku...-
-Myślę że teraz to i tak nie ma nic do rzeczy...-Dlaczego dalej próbowałam się okłamywać?!
-Nie mów tak.-Powiedział i objął mnie w talii, a ja bezwładnie położyłam głowę na jego ramieniu.
Czułam się niezwykle dobrze w jego towarzystwie, i muszę przyznać że brakowało mi jego obecności. Kolejne minuty mijały a my nie ruszaliśmy się z miejsca, co jakiś czas Luke składał pojedyncze pocałunki na mojej głowie.
-Chloé! Wiedziałem!!!-Krzyknął ktoś za nami. Od razu rozpoznałam ten głos...
-Wayne?! Co Ty tu robisz?-Szybko wstałam na równe nogi.
-Wiedziałem że wracasz do Sydney tylko po to żeby wrócić do tego dupka!!-Krzyknął zdenerwowany patrząc na Luke'ya.
-Nie pozwalaj sobie! Chloé kto to jest?-Zapytał zdenerwowany Hemmings.
-To jest mój przyjaciel...-Odpowiedziałam cicho.
-Tylko przyjaciel?!-Rzucił Wayne i chwycił mnie za podbródek.-Byłem dla Ciebie TYLKO przyjacielem?!
-Tak Wayne, dobrze wiesz że nic do Ciebie nie czułam!-
-Słyszałeś co powiedziała Chloé?! Wynoś się stąd!!-Krzyknął Luke.
-Pożałujesz tego.-Powiedział Wayne i oddalił się.
Nie miałam pojęcia co mam zrobić... Iść za Waynem, czy zostać z Luke'm.
Nie wiedziałam też co miał na myśli mój przyjaciel mówiąc że tego pożałuję.
Jak to możliwe że jeden dzień tak strasznie zmienił to co było dotychczas...

______________________________________

Kontynuacja, w poniedziałek ok.20.00

__________________________________

Kochani!! Po bardzo długiej przerwie wróciłam! Imagin będzie podzielony na 2 bądź 3 części. 
Komentujcie, bo to bardzo pomaga w dalszym działaniu! :) 
(dodałam opcję komentowania anonimowo).

środa, 23 lipca 2014

Ashton

Siedziałam w swoim pokoju starając skupić się na temacie z historii, bezskutecznie ponieważ tak naprawdę nasłuchiwałam, kiedy pojawi się Cassie - moja przyjaciółka.
Deszcz strasznie padał a ja myślałam że mimo tego szumu usłyszę dźwięk silnika samochodu. Jak się po chwili okazało moje możliwości zostały przeze mnie przecenione, gdy tylko zobaczyłam Cass w progu moich drzwi od razu stanęłam na równe nogi. 
-Czemu nie przyszłaś dzisiaj do szkoły?- Zapytała na wejściu. 
-Wiesz, ominęło Cię nie lada zdarzenie. 
-Co takiego się stało?-Zapytałam, po czym usiadłyśmy na łóżku. 
-Do naszej klasy doszedł meeega przystojniak! -Krzyknęła, a w jej oczach było widać iskierki. - No i gdy zobaczył Twoje zdjęcie na ścianie, zaczął wypytywać o Ciebie. 
-O mnie? -Zdziwiłam się. - Jak ma na imię ten przystojniak? 
-Ashton.-Zacięła się przygryzając wargę.- Ashton Irwin. 
-Skądś kojarzę to nazwisko. 
-Jessica nie żartuj! -Krzyknęła poprawiając się wygodniej na łóżku. - Naprawdę go znasz? 
-Nie wiem czy go znam!-Uderzyłam ją w ramię.- Uspokój się. 
-Ale jak coś to mnie z nim umówisz?-Zapytała, błagającymi oczami na co prychnęłam. 
-Zobaczymy.- 
Całe popołudnie spędziłyśmy na oglądaniu dennych horrorów, które bardziej mnie śmieszyły niż straszyły a Cass momentami krzyczała co jeszcze bardziej mnie rozbawiało. Cały czas zastanawiałam się skąd znam niejakiego Ashtona, ale nie mogłam sobie przypomnieć. Może po prostu, coś mi się przewidziało? I tak naprawdę go nie znam. Nie mam pojęcia, jutro - mam nadzieję że się wszystko wyjaśni. 
Około godziny 21 Cassie wróciła do domu, a ja nie mając na nic siły spakowałam książki na jutrzejszy dzień, wykąpałam się i poszłam spać. Rano wstałam o godzinie 6.15 co nigdy mi się nie zdarzało. Przeciągnęłam się kilka razy na łóżku międzyczasie zastanawiając się co na siebie włożę. 
Padło na luźny biały top z logiem Nirvany, i spodnie typu boyfriend a do tego białe pełne buty na dużym stabilnym obcasie. Włosy wyprostowałam, i zrobiłam lekki makijaż podkreślając mocniej oczy, cóż gdy chodzi się do szkoły nie można zbyt szaleć z wyglądem. 
Wzięłam torbę, i zeszłam na dół gdzie mama smażyła naleśniki. 
-Hej Jess.-Ucałowała mnie w policzek. - Usiądź a ja zaraz podam Ci śniadanie. 
-Dobrze mamo.- 
Nie wiem co dzisiaj się stało, zwykle sama musiałam sobie robić śniadanie. 
Po zjedzonym posiłku mama podwiozła mnie pod szkołę, dzisiaj byłam szybko bo aż pół godziny przed rozpoczęciem się pierwszej lekcji. Nie wiedząc co mam robić, tymbardziej że nigdzie nie widziałam swoich przyjaciół usiadłam na ławce i wyciągnęłam książkę z historii kontynuując wczorajszą naukę. 
-Cześć Jessica.-Usłyszałam męski głos za sobą. 
Odwróciłam się, i zobaczyłam uśmiechniętego wysokiego szatyna który zmierzał w moją stronę. 
-Hej.-Odpowiedziałam nieco zmieszana. - Ty jesteś Ashton? 
-We własnej osobie.-Powiedział siadając koło mnie. -Naprawdę mnie nie pamiętasz?-
-Nie bardzo.- 
-Poznaliśmy się dwa lata temu.- Zaczął. - Byłaś z rodzicami na imieninach u Pana Lee, ja też tam byłem, z mamą. 
-Coś sobie przypominam. - Powiedziałam a mój wzrok powędrował na podłogę. - Ah tak! Pamiętam, siedziałeś ciągle na kanapie, i nawet się nie odezwałeś. 
-Wstydziłem się! 
Oboje zaczęliśmy się śmiać. 
-A teraz się nie wstydzisz?- Zapytałam próbując być jak najbardziej poważna. 
-Teraz jestem starszy o dwa lata. -
-I Ty...- Zaczęłam niepewnie. - Cały czas mnie pamiętałeś? 
-Mam pamięć do twarzy, szczególnie do pięknych dziewczyn, a gdy zobaczyłem cię na zdjęciu, od razu Cię poznałem. 
-Poczekaj bo nie wiem czy mam uznać to za komplement.-
-Jak najbardziej.- Uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów. 
-Wiesz że siedzimy razem na biologii? 
-Mam się bać?-Puściłam mu oczko. 
-Myślę że nie.-
Jeszcze chwilę rozmawialiśmy, okazało się że nie łączy nas zbyt dużo rzeczy ale mimo wszystko świetnie się dogadujemy. 
-Jessica a lubisz piłkę nożną? - Zapytał, ale czułam że zaraz zacznie się ze mnie śmiać. 
-Uwielbiam! - Powiedziałam, i ucieszyłam się że jednak coś nas może łączy.- Ale grać nie lubię, za to mogę oglądać godzinami. 
-Kiedyś też grałem.- Powiedział a jego wzrok powędrował gdzieś za mnie. 
-Ale od kiedy miałem kontuzję nie mogę grać.- 
-Co się stało?- 
-Zerwałem więzadła w kolanie.-Widziałam że jego oczy zaszkliły się. 
-Jeszcze kiedyś zagrasz.-Przytuliłam go. 
-Mam nadzieję.-Uśmiechnął się nie odrywając się ode mnie. 
-Za kim jesteś?-Zapytałam chcąc rozładować krępującą, i niezbyt przyjemną sytuację. 
-Ale jak za kim?-Popatrzył na mnie ze zdziwieniem.-Aaaa no tak, w niedzielę finał MŚ. 
Oboje zaczęliśmy się śmiać. 
-Ja jestem za Argentyną.-Powiedziałam stanowczo.-Nie wiem czemu wszyscy są za Niemcami. 
-Nie wszyscy! Też kibicuję Argentynie.-Odpowiedział szturchając mnie w ramię. 
-Uff nie jestem sama!- Chłopak objął mnie ramieniem. 
Przez chwilę rozmawialiśmy o głupotach, moi koledzy i koleżanki powoli zbierali się pod klasą, ale wciąż nie było Cass. Nagle zadzwonił jakże znienawidzony przez wszystkich uczniów dzwonek oznaczający początek zajęć. Lekcje dzisiaj minęły niezwykle szybko, i całe szczęście że zaczął się upragniony od 5 dni weekend. Wychodząc ze szkoły zadzwoniłam jeszcze do Cass, żeby dowiedzieć się co się stało, na szczęście okazało się że po prostu nie chciało jej się przyjść. Mój tato już czekał na szkolnym parkingu, więc od razu udałam się do samochodu. 
-Cześć młoda.-Powiedział tato gdy wsiadłam do samochodu.-Co dzisiaj ciekawego w szkole było? 
-Nic ciekawego. - Odpowiedziałam nie chcąc prowadzić rozmowy na temat szkoły. 
-Słyszałem że młody Irwin chodzi z Tobą do klasy.-Zaśmiał się i spojrzał na mnie. 
-Skąd wiesz?!-Prawie krzyknęłam, na co mój tato się zaśmiał. 
-Przecież jego mama to moja koleżanka.-Prychną, patrząc na drogę.-Nie pamiętasz jak byliśmy dwa lata temu na imieninach w Jeremiego? 
-Pamiętam, Ash mi przypomniał dzisiaj.- 
-Ooo czyli jednak znajomość się nawiązała.-Uśmiechnął się do mnie. 
Na szczęście w radiu zaczęła lecieć ulubiona piosenka mojego taty, więc już nic nie pytał tylko śpiewał sobie pod nosem. Nie wiem czemu ale ten chłopak naprawdę zawrócił mi w głowie, ale zaraz stop! Znam go niecały jeden dzień! Mam nadzieję że za niedługo wypadnie mi z głowy.
Pierwszą i ostatnią rzeczą którą zrobiłam tego dnia było po prostu położenie się na łóżku i zaśnięcie, przespałam cały dzień, co rzadko mi się zdarzało, ale jednak musiałam odespać cały tydzień.
-Jessica wstawaj!!!-Usłyszałam jak ktoś krzyczy mi do ucha.
-Cassie zwariowałaś?!-Krzyknęłam równie głośno jak moja przyjaciółka.-Pali się???
-Nie!-Odpowiedziała już łagodniejszym tonem.-Dzisiaj jest festiwal młodych zespołów i zgadnij kto zagra!
-Yyy no nie wiem?-Odpowiedziałam przeczesując grzywkę.
-5 Seconds Of Summer!!!-Pisnęła, a ja tylko zatkałam mocno uszy.
-Kto to?-
-Ashton gra tam na perkusji! Jessica musisz iść!!-Powiedziała radośnie i zaciągnęła mnie do garderoby.
Do koncertu zostały dwie godziny, cały dzisiejszy dzień spędziłam z Cass, która non stop mówiła o tym co dzisiaj ma się wydarzyć. Szczerze mówiąc miałam już tego dość i byłam lekko zdenerwowana, ale przecież dobrze wiedziałam że ona chce dla mnie jak najlepiej.
Coraz mniej czasu zostawało do rozpoczęcia się festiwalu a ja coraz bardziej się denerwowałam, nie wiedziałam kompletnie czego się spodziewać, a chciałam przecież jak najlepiej wypaść w oczach Ashtona.
-Rusz się Jess!-Cassie pociągnęła mnie za rękę.-Zaraz ominie Cię występ Asha!
-Nie gorączkuj się tak!-Rzuciłam obojętnie zakładając białe conversy.-Wychodzimy.
Droga na plac gdzie miał odbywać się festiwal nie zajęła nam dużo czasu, wręcz przeciwnie. Kiedy byłyśmy na miejscu widziałam wiele znajomych twarzy ale nigdzie nie widziałam mojego nowego kolegi, przez którego, nie okłamujmy się-przyszłam tutaj.
"You're like perfection, some kind of holiday. You got me thinking that we could run away. You want I'll take you there, You tell me when and where." 
-Jess to oni!!-Krzyknęła Cassie.-Chodź idziemy pod scenę.
-Okej.-Złapałam przyjaciółkę za rękę, tak żebyśmy się nie zgubiły w tłumie ludzi.-Gdzie on jest?
-Gra na perkusji zobacz!-Wskazała mi palcem uśmiechniętego Irwina.
-Przestań! Palcem się nie pokazuje.-Skarciłam ją, i oblałam się rumieńcem gdy zobaczyłam że chłopak puszcza mi oczko.
"Don't stop doin' what you're doin' every time you move to to the beat, it gets harder for me, and you know it! know it! know it!"
Słysząc słowa refrenu zaczęłam tańczyć razem z Cass pod sceną, czując na sobie wzrok Ashtona.
Zaczęło się robić ciemno, chłopcy mieli zagrać jeszcze jedną piosenkę ale ja stwierdziłam że nie mam siły na więcej, więc postanowiłam przecisnąć się przez tłum ludzi i iść gdzieś usiąść.
Chwilę wszystko mi zajęło, ale ostatecznie udało mi się zdobyć pustą ławkę naprzeciwko stoiska z watą cukrową. Nie mając siły na nic, siedziałam dobre pół godziny sama przyglądając się uważnie osobom które przechodziły obok, nagle zobaczyłam znajomą mi sylwetkę przy stoisku z watą. Tak to Ashton!
Podeszłam do niego od tyłu i zasłoniłam oczy ręką.
-Hmmmm kto to?-Zapytał obejmując mnie.
-Zgadnij.-
-Nie wiem, nie mam pojęcia, mama?-Zaśmiał się.
-Pf.-Skrzyżowałam ręce udając obrażoną.-Wiesz co.
-Ejj no nie obrażaj się!-Ashton przytulił mnie i pocałował w policzek.-Świetnie tańczysz.
-A Ty świetnie grasz.-Powiedziałam uwalniając się z jego uścisku.-Idziemy na diabelskie koło?
-Właściwie to chciałem watę, ale chodźmy!-Złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę koła.
Nie wiem czemu to zaproponowałam bo cholernie się bałam, a teraz gdy już wchodzimy do środka nogi mam jak z waty.
-Jessica boisz się?-Ashton złapał mnie za rękę i zaśmiał się.
-Wcale że nie!-
-Przecież widzę.-Powiedział i szeroko się uśmiechnął.-Wiesz jeżeli będziesz się bardzo bała to możesz się przytulić.
Nie zwlekając długo wtuliłam się w Ashtona, i trzeba przyznać dobrze mi to zrobiło. Gdy byliśmy na samej górze, nagle wszystko się wyłączyło wyglądało na to że była awaria prądu.
-Ashton nie wiem jak Ty ale ja chcę zejść stąd.-Powiedziałam lekko drżącym głosem.-Boję się.
-Spokojnie nie zostawią nas tak.-Chłopak przytulił mnie mocniej.
-Tak myślisz?-
-Tak myślę.-Powiedział a nasze twarze dzieliły milimetry.
-Mogę?-Szepnął, patrząc na moje usta.
Kiwnęłam głową, pokazując że się zgadzam. Chłopak przybliżył się, i pocałował mnie a ja kompletnie zapomniałam w jakich okolicznościach się znajdujemy.
Nagle cały plac znów został oświetlony, a kolejna kapela na scenie zaczęła grać.
-Mówiłem że nie ma się czego bać.-
-Z Tobą niczego się nie boję.-Powiedziałam, a chłopak musnął mnie w usta.


Tego imagina pisałam cały tydzień!  Chwilowe przypływy weny pozwoliły mi go dokończyć :)
Mam nadzieję że się podoba.
Biggg up!